13 maja 1917 r.

Mimo iż od zamachu minęło już tyle lat, te tragiczne wydarzenia ciągle pozostają żywe w pamięci wszystkich. 

Poczułem się, jakby cały świat zawalił mi się na głowę i nie wiem, jak mogłem w szoku fotografować, ale z pewnością kierowała mną ręka Matki Bożej – wspominał papieski fotograf Arturo Mari. Agca został natychmiast aresztowany i szybko osądzony, ale to tragiczne wydarzenie ciągle pozostaje bez wyjaśnienia. Do dziś nie wiadomo, kto stał za zamachem, kto był jego mocodawcą i kto mu pomagał, nieznane też są motywy. 

13 maja w 1981 r. o godz. 17:00 Papież Jan Paweł II objeżdżał w odkrytym jeepie plac św. Piotra, błogosławiąc przybyłych na środową audiencję pielgrzymów. 19 minut później turecki płatny zamachowiec Mehmet Ali Agca oddał trzy strzały do przejeżdżającego papieża, ciężko raniąc Ojca Świętego. Zamachowiec został ujęty w pobliżu miejsca zbrodni dzięki wydatnej pomocy zakonnicy, która stanęła na jego drodze. Papież został przewieziony do kliniki Gemellego. Podczas trwającej pięć godzin operacji lekarze starali się powstrzymać upływ krwi i pozszywać rozszarpane kulami jelita. Gdy tam toczyła się walka lekarzy, na pl. Św. Piotra trwała modlitewna batalia skierowana do Pana Boga. Modlitwa była „składana na ręce Maryi”. 

Czyjaś ręka strzelała, inna ręka prowadziła kulę – tak w skrócie można podsumować to wydarzenie na Placu św. Piotra z dnia 13 maja 1981 roku. Dlaczego tak się stało? – można postawić pytanie... To nie tylko zamach na papieża, ale to także walka zła z dobrem. 

Agca strzelał, by zabić – jest przekonany metropolita krakowski ks. Stanisław Kardynał Dziwisz. Relacja Papieża oraz jego ówczesnego sekretarza zawarta jest w końcowym fragmencie książki Jana Pawła II “Pamięć i tożsamość”: 
Ten strzał powinien był być śmiertelny. Kula przeszyła ciało Ojca Świętego, raniąc go w brzuch, prawy łokieć i palec wskazujący lewej ręki. Upadła między Papieżem, a mną. Usłyszałem jeszcze dwa strzały, dwie stojące w pobliżu osoby zostały zranione. Zapytałem Ojca Świętego: “Gdzie?”. Odpowiedział: “W brzuch”. “Boli?” – “Boli”. (…) Jan Paweł II: Byłem już właściwie po tamtej stronie.

Wielu rzeczy nie dowiemy się nigdy, a niektóre dopiero pewnie poznamy w niebie, bo z pewnością w Bożej Opatrzności miały one swe korzenie, choć jest nam je trudno zrozumieć. Czy może w ten sposób Niebo „połączyło” Fatimę z posługą Wielkiego Ewangelizatora? Żeby to lepiej zrozumieć, trzeba się cofnąć do roku 1917 do cichej portugalskiej miejscowości Fatimy.


Dzień 13 maj 1917 rok w dalekiej Fatimie to był zwykły szary dzień. Troje małych dzieci: Hiacynta (miała tylko 7 lat), Franciszek - jej rodzony brat (miał 9 lat) i ich kuzynka Łucja (miała 10 lat) musieli pracować i nie w głowie im były dziecinne zabawy, a tym bardziej jakieś zachcianki. Robiły to co potrafiły najlepiej – pasły owce w Cova da Iria, czyli w dolinie pokoju, gdzie ich rodziny miały kawałek ziemi w tym górzystym terenie. To ten właśnie dzień stał się punktem, który zmienił ich życie i całej cichej okolicy. Dlaczego akurat ten dzień, przecież ludzie nie lubią 13. dnia miesiąca i uważają go za dzień feralny, czyli nieszczęśliwy. Ale ten dzień nie został wybrany przez tę trójkę małych dzieci, nawet dorośli rodzice nie przyłożyli do tego palca, co więcej - również nie władze w Lizbonie wybrały tego dnia - wybrało go Niebo. To właśnie Niebo, a właściwie Pan Bóg wybrał ten dzień i posłał Wybrańca do swoich Posłańców. Dziwni to byli posłańcy, małe dzieci, które nie umiały czytać i pisać. Kto był tym Posłańcem z Nieba? – Piękna Pani. Tak ten dzień opisuje najstarsza z nich Łucja: 13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacyntą i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę. 

Lepiej pójdźmy do domu - powiedziałam do moich krewnych. - Zaczyna się błyskać, może przyjść burza
Dobrze! - odpowiedzieli. 

Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się. Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra. 

Potem Nasza Droga Pani powiedziała: 

- Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię! 

Skąd Pani jest? - zapytałam

- Jestem z Nieba!

A czego Pani ode mnie chce?

- Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13. o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz.

Czy ja także pójdę do nieba?

- Tak! 

- A Hiacynta?

- Też! 

- A Franciszek?

- Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców. 

Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły. Były moimi koleżankami i uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry. 

- Maria das Neves jest już w niebie?

- Tak, jest. (zdaje się, że miała jakieś 16 lat) 

- A Amelia?

- Zostanie w czyśćcu aż do końca świata. (sądzę, że mogła mieć 18-20 lat)

- Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i jako prośba o nawrócenie grzeszników? 

- Tak, chcemy!

- Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą!

Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża) rozłożyła po raz pierwszy ręce przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle. 

Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie: 

- O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię. Mój Boże, Mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie. 

Po chwili Nasza Droga Pani dodała: 
Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny! Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie znikła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało. 

Wydaje mi się, że pisząc o Hiacyncie, albo w jakimś innym liście, już podkreśliłam, że przed Naszą Panią nie mieliśmy strachu, lecz przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciec. Ukazanie się Matki Boskiej nie wzbudziło w nas ani lęku, ani obawy, ale było dla nas zaskoczeniem. Gdy mnie pytano, czy odczuwałam lęk, mówiłam „tak", ale to się odnosiło do strachu, jaki miałam przed błyskawicą i przed nadchodzącą burzą; przed którą chcieliśmy uciekać, bo błyskawice widzieliśmy tylko podczas burzy. Błyskawice te nie były jednak właściwymi błyskawicami, lecz odbiciem światła, które się zbliżało. Gdyśmy widzieli to światło, mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy przychodzącą Naszą Dobrą Panią. 


 

Tak rozpoczęły się Objawienia, które dziś zna cały świat i które miały tak wielkie znaczenie dla historii świata i kościoła. To do tego miejsca przybyli ostatni czterej Papieże – Paweł VI w 1967 roku w 50. rocznicę Objawień; Jan Paweł II – przybył tu cztery razy, każdy raz miał szczególny powód. 

Pierwszy raz przybył w 1982 roku, dokładnie rok od zamachu na Jego życie, gdy zobaczył, że to właśnie Matka Boża Fatimska ochroniła Go od śmierci i jednocześnie jakby wskazała drogę Jego pontyfikatu. O tym wydarzeniu sam tak mówił: Czyjaś ręka strzelała, inna prowadziła kulę. Byłem już właściwie po tamtej stronie - tak Jan Paweł II opisywał zamach na swoje życie, który miał miejsce 13 maja 1981 roku na Placu św. Piotra w Rzymie, czyli dokładnie w 64. rocznicę pierwszego Objawienia Pięknej Pani w Fatimie.

Nowe galerie

więcej zdjęć

Kontakt

57-320 Polanica Zdrój - Sokołówka ul. Reymonta 1
+48 787 650 505

© 2015 Klasztor Chrystusa Króla

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
140 0.08161187171936